Galiński MTB
Niedziela, 2 czerwca 2013 Kategoria Wspólnie
Km: | 34.72 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:44 | km/h: | 12.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wybralismy sie całym teamem do Brzezin na wyścig organizowany przez trenera kadry narodowej Rosji-Marka Galińskiego. Wyścigi organizowane przez niego mimo że odbywają się w centralnej Polsce zawsze powalają swoim stopniem trudności,tak samo było dziś o czym przekonałem sie osobiście ale o tym później.Wyjeżdzamy dość wcześnie bo o 6.30 i na miejscu jesteśmy ok 9 więc mamy dużo czasu na przebranie oraz przygotowanie do wyścigu.Jako że jedziemy całym Teamem pstrykamy sobie parę fotek żeby to uwiecznić a potem zaczynam się szykować do startu.
Cały skład JURA BIKE
Drobne poprawki w sprzęcie.
przed jedenastą stawiam się na starcie i oczekuję na komendę do ruszenia.
Chwila przed startem.
Potem zaczyna się szaleństwo na dojeździe do terenu.tak ok.3-4km kończy się asfalt i juz na pierwszym zakręcie zator spowodowany przez szaleńców którzy o mało co się nie pozabijali żeby być jak najwyżej.Jade spokojnie swoim tempem pokonując górki i łąki. Powoli mijam coraz więcej osób i w pewnym momencie dojeżdzam do Zibiego z którym będę jecał juz do końca wyścigu. Koło 10 km zaczynam odczuwać lekki kryzys jednak nie odpuszczam koła Zbyszkowi a ten widząc że krucho za mną zostaje do pomocy. Po ok.2 km odzyskuje siły i jedziemy dalej. Nie wiem co mnie jeszcze czeka a jest coraz gorzej. Tak na ok. 20 km zaczyna się robić nieciekawie. Pojawia się coraz więcej błota i kałuż. I nieodwołalnie nadchodzi moment w którym po pokonaniu zakrętu pojawia się jedno wielkie bagno na drodze. Zsiadam z roweru i pcham go podobnie jak większość zawodników. Nie wiem ile to trwało 15-20 minut ale o ten czas za długo.Rower cały zawalony mazią błotną i praktycznie brak mozliwości zmiany biegów. Wykaraskałem się z błotka i jadę dalej. Na szczęście jest cały czas ze mną Zbyszek i tak się zmieniamy ciągnąc raz on mnie raz ja jego. Niestety trasa jest tak ułożona że widac iż niektórzy całkiem sprytnie ją sobie skrócili gdyż goście których wyprzedziłem nagle pojawiają się przedemną i muszę ich ponownie mijać.Na ok.30 km docieramy do ostatniego bufetu gdzie łapię łyk wody i wyjeżdzam na asfalt super szczęśliwy że to juz prawie meta. Niestety za 300 metrów strzałki kierują mnie znów w błotko. Jest to najcięższy odcinek drogi z rowami przez które trzeba przenosić rower ważący już chyba ze 40 kg. Obok ścieżki płynie rzeczka a w tej rzeczce Rafa ma przyjemność zaliczyć kompiel po tym jak nie wypiął mi się but. Na szczęście nie zabierałem w drogę telefonu bo juz bym go nie miał. Wyjeżdzam na ostatnią prostą przed metą i jadę wolno czekając na Zbyszka który został cwilkę za mną. Tak jak się umówiliśmy wjeżdzamy nametę razem.
Meta.
Chwila przerwy,potem do namiotu medycznego na opatrunek ręki pocharatanej w rzece,mała przekąska,sprawdzenie wyników i do domu.
Z wyjazdu jestem zadowolony. Zająłem 66 miejsce ogólnie i 10 w kategorii. Mogłoby byc lepiej lecz ja jestem tylko amatorem jeżdzącym dla zabawy ata dzisiaj była przednia.
Profil trasy udostępniony przez Mirka:
Cały skład JURA BIKE
Drobne poprawki w sprzęcie.
przed jedenastą stawiam się na starcie i oczekuję na komendę do ruszenia.
Chwila przed startem.
Potem zaczyna się szaleństwo na dojeździe do terenu.tak ok.3-4km kończy się asfalt i juz na pierwszym zakręcie zator spowodowany przez szaleńców którzy o mało co się nie pozabijali żeby być jak najwyżej.Jade spokojnie swoim tempem pokonując górki i łąki. Powoli mijam coraz więcej osób i w pewnym momencie dojeżdzam do Zibiego z którym będę jecał juz do końca wyścigu. Koło 10 km zaczynam odczuwać lekki kryzys jednak nie odpuszczam koła Zbyszkowi a ten widząc że krucho za mną zostaje do pomocy. Po ok.2 km odzyskuje siły i jedziemy dalej. Nie wiem co mnie jeszcze czeka a jest coraz gorzej. Tak na ok. 20 km zaczyna się robić nieciekawie. Pojawia się coraz więcej błota i kałuż. I nieodwołalnie nadchodzi moment w którym po pokonaniu zakrętu pojawia się jedno wielkie bagno na drodze. Zsiadam z roweru i pcham go podobnie jak większość zawodników. Nie wiem ile to trwało 15-20 minut ale o ten czas za długo.Rower cały zawalony mazią błotną i praktycznie brak mozliwości zmiany biegów. Wykaraskałem się z błotka i jadę dalej. Na szczęście jest cały czas ze mną Zbyszek i tak się zmieniamy ciągnąc raz on mnie raz ja jego. Niestety trasa jest tak ułożona że widac iż niektórzy całkiem sprytnie ją sobie skrócili gdyż goście których wyprzedziłem nagle pojawiają się przedemną i muszę ich ponownie mijać.Na ok.30 km docieramy do ostatniego bufetu gdzie łapię łyk wody i wyjeżdzam na asfalt super szczęśliwy że to juz prawie meta. Niestety za 300 metrów strzałki kierują mnie znów w błotko. Jest to najcięższy odcinek drogi z rowami przez które trzeba przenosić rower ważący już chyba ze 40 kg. Obok ścieżki płynie rzeczka a w tej rzeczce Rafa ma przyjemność zaliczyć kompiel po tym jak nie wypiął mi się but. Na szczęście nie zabierałem w drogę telefonu bo juz bym go nie miał. Wyjeżdzam na ostatnią prostą przed metą i jadę wolno czekając na Zbyszka który został cwilkę za mną. Tak jak się umówiliśmy wjeżdzamy nametę razem.
Meta.
Chwila przerwy,potem do namiotu medycznego na opatrunek ręki pocharatanej w rzece,mała przekąska,sprawdzenie wyników i do domu.
Z wyjazdu jestem zadowolony. Zająłem 66 miejsce ogólnie i 10 w kategorii. Mogłoby byc lepiej lecz ja jestem tylko amatorem jeżdzącym dla zabawy ata dzisiaj była przednia.
Profil trasy udostępniony przez Mirka:
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!